Hej, jak tam?
Pamiętasz mojego dziadka? Opowiadałem kiedyś o nim.
Tak, ten, który jakimś cudem przeżył śmierć kliniczną kilka razy.
Wiesz, przed śmiercią opowiedział mi dość dziwną historię... O kimś, kto może kupować i sprzedawać czas.
Myślałem, że to omamy, albo jakaś dziwna rada, którą starzy ludzie dają pod koniec życia.
"Ile jest warta godzina życia? Ile jest warta godzina życia?" - to były jego ostatnie słowa.
W sumie nie wiem jak o tym gadać, żeby nie wyjść na czubka. Zresztą... Teraz i tak już nie wiem kto jest szalony, a kto normalny. Cały świat jest jakiś popieprzony...
No, ale do rzeczy - spotkałem tego "handlarza czasem"... chyba. Wyglądał zupełnie inaczej niż opisywał go mój dziadek. To znaczy, od razu pomyślałem, że to on, tylko, kurcze, nie wiem jak to ująć. Wyobraź sobie, że osoba, którą znasz ze słyszenia, nagle zmienia płeć, kolor skóry i wzrost. I kiedy się z tobą wita po raz pierwszy, od razu wiesz, że to ten sam człowiek.
No, tu było coś podobnego. Od razu wiedziałem, że to handlarz czasem, nie wiem skąd. Może po prostu każdy to wie, tak samo jak każdy boi się spadać? Ja widziałem ją. Kobietę, znaczy.
Ładna? Niee. Normalna taka.
Nieważne jak była ubrana!
Nie, idioto! Nawet gdyby była najpiękniejsza, to z pewnymi ludźmi lepiej...
Ech... lata mijają, a ty dalej taki sam.
Dobra, wracając do tematu - przywitała się, uśmiechnęła i powiedziała, że mój dziadek kupił kiedyś trochę życia DLA MNIE, a ona po prostu przyszła mi je dać. Dziesięć lat. Powiedziała, że ukończyłem 21 lat i mam otrzymać w prezencie 10 lat życia.
Tak, byłem wtedy trzeźwy. Znaczy. prawie trzeźwy, bo wiesz, urodziny. Przecież byłeś tam ze swoją!
No, więc przyszła, powiedziała, że mam parę lat lat życia więcej i poszła sobie. Było to przed lokalem, jak na fajkę wyszłem.
Wyszłem też można mówić.
A ja czytałem, że można!
No i tego, nie myślałem o tym za dużo. Wiesz, impreza, dziwni ludzie, może mi się przyśniło. Nic się w zyciu u mnie nie zmieniło, ale słuchaj - niedawno, po dziesięciu latach, spotkałem ją znowu!
Wiesz, naciągnąłem mięsień i prawie zerwałem ścięgno na siłce, to pomyślałem, że jak już jestem u lekarza to od razu zrobię badania, a ten mi potem mówi, że wszystkie wyniki wykazują, że ciało ma 21 lat, czaisz? Gęstość kości, wzrok, nawet jakieś tam rzeczy w mózgu badał. Dziwne to wszystko, bo sam wiesz co się przez ostatnich parę lat działo.
No, więc pomyślałem, że fajnie by było znowu spotkać tą babkę od sprzedaży czasu, bo może to prawda, co mój świętej pamięci dziadzio mówił. I czaisz, jakoś za tydzień widzę ją na siłce!
Nie, nie ćwiczyła, wychodziła z zaplecza. Z szefem gadała czy coś załatwić przyszła, nie wiem.
Tak, normalnie była ubrana. Nie wiem, dźinsy jakieś i bluzka, to nieważne.
No, to podchodzę i zagaduję "Czy my się przypadkiem nie znamy", a ona uśmiecha się i wita mnie z imienia. Mówi, że zna wszystkich swoich klientów. Ja byłem tylko spadkobiercą, więc nie mam zbyt wielu opcji, tak powiedziała.
No, i przypomniało mi się to pytanie, co dziadek przed śmiercią zadawał.
Pytam: "Ile jest warta godzina życia?", a ona w śmiech. Normalnie się śmiać ze mnie zaczęła, przy wszystkich. Aż ludzie głowy poodwracali w naszą stronę. Kwasu mi narobiła, myślałem aż przez chwilę, że jej jebnę.
A ta mi mówi, że w zamian za ten żart może mi coś dać. W sensie ofertę jakąś.
No to pytam, trochę rozdrażniony, że "Jaką ofertę?", a ona, że udzieli mi odpowiedzi, ale pod warunkiem, że będzie pierwsza w kolejce.
To mówię jej, że mam pannę, ale jakby co to możemy bez żadnej kolejki, tylko gdzie i kiedy? A ta dalej w śmiech, że nie w tej kolejce. W kolejce do kupowania czasu. Że jeśli zechcę sprzedać mój czas - ona będzie mogła go kupić jako pierwsza.
Brzmiało to nieźle, powiedziałem, że spoko.
Siedliśmy przy stoliku i zaczęła mi tłumaczyć, że pytanie "Ile jest warta godzina czasu?" ma tyle samo sensu co pytanie "Ile jest warty palec u ręki?".
Powiedziałem, że nie łapię, a ona "Zgodnie z umową wytłumaczę ci tak, żebyś zrozumiał".
No i zaczęła tłumaczyć, ale mówię ci stary, mi to zryło mózg.
Dalej chcesz słuchać?
Ok, to najpierw pyta: "Gdybym spytała za ile pieniędzy oddasz mi wszystkie swoje kończyny i narządy, jaka byłaby to kwota?"
Nie zdążyłem nawet się zastanowić, a ta za mnie odpowiada: "Nie ma takiej kwoty, bo zginiesz bez tych rzeczy. Zmieńmy więc pytanie. Gdybyś musiał utracić którąś z części ciała: palec, serce lub mózg, którą część byś wybrał?"
I znowu sama odpowiada: "Palec, to oczywiste. Palec jest wart mniej niż serce. Przynajmniej dopóki serce może pompować krew. Godzina jest jak koniuszek palca, rozumiesz?"
Zaczęło mnie to już powoli wkurwiać, bo gadała do mnie jakimiś zagadkami i nie miałem czasu się zastanowić, ale mówię, że nie do końca łapię, niech tłumaczy dalej.
Westchnęła tylko i mówi: "Zamień pytanie: 'ile jest warta godzina życia' na pytanie: 'ile jest warty obcięty palec'. Są rzeczy dla których warto jest utracić palec. Są też rzeczy dla których warto utracić godzinę życia."
Zobaczyła, że zrozumiałem. Uśmiechnęła się, wstała i poszła.
"Potrafię uciąć kawałek twoich godzin. Pamiętaj, jestem pierwsza w kolejce" powiedziała jeszcze wychodząc za drzwi.
Jak to: "Co zrozumiałeś?". Nie słuchałeś co ci mówiłem? Pytanie mojego dziadka było bez sensu. Jeśli czas to ciało, to każda godzina jest jak niewidzialny palec. "Ile jest warta godzina życia?" jest tak samo bez sensu jak "Ile jest warty palec? Ile jest warte serce?".
Nie wiem, stary, dziwne teraz to wszystko, jak film. Nie wiem nawet czy powinienem się z tobą tu spotykać. Może mógłbym zrobić coś innego?
Ooo, tego jeszcze nie brałem. Coś nowego?
Na uspokojenie, mówisz? Sam nie wiem. Po akcji z tą babą zastanawiam się ile mi to utnie godzin.
No, do następnego.
... ale następnego razu nie było. Tego wieczoru, w zamian za kilka godzin, zostały sprzedane wszystkie dni.