28:24
Ciepło, jak na 31 grudnia.
Spałem tylko 6 godzin, bo wiedziałem, że jeśli chcę rozwiązać sprawę z butami, najlepiej zacząć rano.
Około 11:00 zaszedłem do kuchni, porozmawiałem o sprawie z braciszkiem (właścicielem domu, któremu też parę rzeczy przeszkadza). Sola, słysząc moje narzekania na babuszkę dodała jeszcze od siebie: "A mnie popchnęła".
Po jakichś dwóch godzinach zobaczyłem, że babuszka krząta się po kuchni. Wziąłem jej buty, zaprowadziłem do szafki i ...
- Nie! - powiedziałem stawiając buty do pierwszego kartonu.
- Nie! - powiedziałem stawiając buty do drugiego kartonu.
- Tak! - powiedziałem stawiając buty na półce, z dala od kartonów.
- Paniali?
Spodziewałem się, że nie będzie to takie proste. Najpierw zaczęła mi zarzucać, że zajmuję za dużo miejsca ("Nie"), potem, że będzie sobie wpychać buty z tyłu, za kartony ("Nie"), a potem po prostu odwróciła się i mnie zignorowała. Na pytanie o moje buty zareagowała śmiechem i powiedziała, że na nią one nie pasują, ale jak chcę to mogę jej buty wziąć.
Zadzwoniłem po braciszka (właściciela, któremu też parę rzeczy przeszkadza). Sprawa zaczęła przybierać poważniejszy obrót. Właściciel przyszedł i wytłumaczył, że nie ma ruszania moich pudeł ani wstawiania do nich butów, a ojciec Soli wytłumaczył, że nie ma ruszania jego dzieci, bo babuszka często na nie nastaje. Znów upomniałem o swoje buty, ale ona twierdziła z uśmiechem, że nic o nich nie wie.
Powiedziałem odchodząc, że za 4 godziny chcę je mieć z powrotem. Postanowiłem, że skoro rozmowa nie przynosi rezultatu, chyba nadszedł czas na bardziej bezpośrednie metody. Piękna kompozytorka porozmawiała ze mną o całej sprawie i przekierowała na trochę inny, wolniejszy tor.
Kilka razy sprawdziłem szafkę, czy czasem tych butów tam nie ma, ale nie byłem w stanie się dopatrzeć. Czas prawie minął. Mijałem się na schodach z babuszkowym synem, który jest mniej więcej w moim wieku. Syn jest w porządku i rozmawialiśmy już o zajściu. Chwilę znowu porozmawialiśmy i powiedziałem, że ja nie jestem małym dzieckiem, żeby się bawić w takie rzeczy i będę dzwonił na policję. Że starałem się załatwić sprawę bez nerwów, po dobroci, ale skoro tak się nie da - będę załatwiał inaczej.
Rozmowie o policji przysłuchiwała się Sola i chyba szybko poinformowała o tym innych mieszkańców. Wkrótce przyszła jej mama z ofertą butów zastępczych, ale na spokojnie podziękowałem, mówiąc, że mam inne buty do chodzenia i to nie w butach jest problem, tylko w tym całym zajściu.
Porozmawiałem też z właścicielem, rozważyliśmy plusy i minusy wzywania policji i zastanawiałem się nad dalszym działaniem. Buty się jednak znalazły w szafce. Leżały przewalone w inne miejsce.
Czy babuszka je odłożyła?
Czy ktoś inny brał w tym udział?
Czy to ja ich nie dostrzegłem (sprawdzając wielokrotnie szafkę od wczoraj)?
Tego nie wiem.
Wiem za to coś innego.
Ta sytuacja przypomniała mi, że z większością ludzi da się porozumieć za pomocą słów i argumentów. Większość ludzi chce spokoju i dobrej atmosfery i wykazują chęć współpracy.
Jednak co jakiś czas trafić można na kogoś, kto rozumie tylko argument: "mogę zrobić Tobie dużo więcej krzywdy, niż Ty mi". Ludzi tych jest niewielu, ale przebywać z kimś takim to spory pech, bo okazywanie dobrej woli jest odbierane jako słabość, którą należy wykorzystać.
O północy był spacer po lesie z psem, bo strzelały fajerwerki. Piksel schował się pod zwalone drzewo, posiedział tak kilkanaście minut, potem zaszliśmy jeszcze odwiedzić stado krów stłoczonych przy drodze. Kiedy wróciliśmy ludzie jeszcze trochę strzelali, ale po kilku długich chwilach głaskania prawie wszystko ucichło.
Sola wróciła z Sylwestrowej imprezy i jeszcze porozmawialiśmy o butach i paru innych rzeczach. Zmartwiło ją trochę, że nie zaszedłem na sektowe spotkanie.
Oddychanie 8/10
Sen 5/10
Nawodnienie 8/10
Odżywienie 8/10
Ruch 4/10
Decyzje 4/10
Sowa
31.12.2024