10:49
Ciepło.
Przygotowuję się do wesela, bo zostałem zaproszony.
Wczorajsza rozmowa ciągle zaburza moje normalne funkcjonowanie.
Prawdopodobnie jeszcze kilka dni to potrwa.
Muszę bardziej na siebie uważać.
13:00
Kierowałem pojazdem z pasażerami. Jazda mnie uspokoiła. Prowadzenie auta dobrze mi robi.
Wieczór weselny.
Narzeczeni się cieszyli, biesiadnicy się cieszyli, mi też się udzieliło.
Smaczne jedzenie. Hulanki, zabawy i takie tam.
Zjadłem ze dwa półmiski rukoli z kozim serem, orzechami i tajemniczym sosem. Według znajomej kucharki to sos musztardowo-miodowy. Moje siki mają teraz zapach rukoli. Pot chyba trochę też.
Zrobiłem sobie wodny tatuaż sowy na przedramieniu. Piękna kompozytorka stwierdziła, że podobny do mnie.
Spodobał mi się na tyle, że aż pomyślałem (przez sekundę) nad zrobieniem sobie takiego samego, ale prawdziwego.
Poznałem holendra o fajnym imieniu i nazwisku. Tłumacząc na polski: Leandro (pochodzący) z szynki. Naprawdę dobrze nam się rozmawiało i będę miał wycieczkę po jego okolicach, jeśli zajadę kiedyś w holenderskie rejony.
Przypomniana została mi też historia, którą wyrzuciłem ze świadomości.
Pewien człowiek miał kobietę. Nie była to dobra kobieta. Ostatecznie skłóciła go z bliskim przyjacielem w dość perfidny sposób i wiele szkód w głowie narobiła.
Człowiek ten przeprowadził się do innego miasta, pożył tam parę lat i poznał inną kobietę.
Inna kobieta go lubiła, on ją też. Oboje byli okaleczeni wcześniejszymi doświadczeniami.
Jej okaleczenia pochodziły od ojca. Nie dała sobie z tym rady, ostatecznie skacząc z mostu na szosę i odbierając sobie życie.
Człowiek ten opowiadał to będąc po wielu kieliszkach. Ktoś zadał nieostrożne pytanie i drążył temat.
Kiedy przypomniałem sobie o tej historii dostrzegłem cierpienie opowiadającego. Cierpienie ukryte, o którym całkiem zapomniałem. Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem wiele innych cierpień, niewypowiedzianych, zapomnianych. Takich, które znałem osobiście.
Potem przypomniały mi się dawne czasy, kiedy panna młoda była jeszcze młodą panną.
Kładłem jej czasem rękę na głowie i mówiłem dobre słowa. Wymagało to ode mnie odpowiedniego stanu. Była to równowaga i spokój wewnętrzny. I miłość do różnych stworzeń.
Bardzo dawno tego stanu nie doświadczałem.
Zacząłem rozważać przyczyny i obserwować siebie. Pojawiły się wskazówki.
"Ten człowiek zrobił źle to i tamto."
"Ten człowiek skrzywdził mnie tak i tak."
"Temu mam do coś zarzucenia."
Nie wybaczyłem ludziom wielu rzeczy. Nie wybaczyłem samemu sobie.
"Jeśli nie będę na to zwracał uwagi u siebie, to ciągle będę robił źle. Jeśli nie zwrócę na to uwagi u innych, zostanę skrzywdzony."
4:00
Tak się złożyło, że łóżko trzeba było przenosić i coś przygotować, uznałem to za znak, że lepiej tam nie spać. Jazda samochodem, żeby się wyspać. Puste szosy.
"Odpuść nam nasze winy tak, jak my odpuszczamy naszym winowajcom."
"Czy znaczy to, że mam pozwolić się krzywdzić?"
"Nie krzywdź siebie i innych. Przepraszaj i wybaczaj."
Stan równowagi powrócił.
5:00
Okazało się, że zapomniałem klucza. Drzwi fromtowe też były zamknięte i w ogóle nie mogłem wejść do budynku, bo nikt nie odbierał telefonu.
Musiałem skorzystać z ubikacji, papieru w plecaku brak.
Las rozwiązał mój problem.
Potem sen pod daszkiem, przykryłem się marynarką.
Piksel piszczał, chciał do mnie. Przypiąłem go jakieś 2m od siebie, przestał skomleć i zaczął pilnować. Kiedy widzi, że idę spać, sam kładzie się niedaleko i stróżuje. Czuję się bezpiecznie, kiedy śpię, a on czuwa.
Oddychanie 8/10
Sen 7/10
Nawodnienie 8/10
Odżywienie 9/10
Ruch 4/10
Decyzje 6/10
Sowa
24.08.2024