Z pamięci:
"Chcecie, żeby siedział w domu, grał w gry i w złe towarzystwo nie wpadł."
Słowa starszego brata kierowane do rodziców.
Słowa opisywały mnie. Czy rodzice rzeczywiście tego chcieli - nie wiem.
Wiem za to, że te słowa wywołały postrzeganie chcenia jako narzędzia służącego kontroli. Zacząłem obserwować czasem świat pod tym kątem...
Ludzie chcą.
Jedni chcą pieniędzy, inni pokoju na świecie, jeszcze inni domku w lesie, a jeszcze inni nagrody po życiu.
Każde z tych chceń sprawia, że człowiek robi pewne rzeczy, a innych unika.
Jak nitki ciągnące w danym kierunku.
Wyobraź sobie:
Jesteś w centrum struktury złożonej z niewidzialnych, subtelnych nici.
Wszystkie nici połączone z twoim ciałem.
Każda z nich ciągnie w jakimś kierunku. Każda z nich lekko napięta.
Nowe się tworzą, stare znikają, stan jest ciągle zmienny.
Czasem niektóre z nich są splecione, grubsze i ciągną dużo mocniej niż inne.
Czasem są tak cienkie, że niemal niezauważalne.
W środku ty.
Poruszasz się harmonijnie z ich rytmem.
Podążanie za nimi daje przyjemność.
Czujesz, że twoje istnienie ma cel.
W pewnym momencie rozglądasz się i dostrzegasz kogoś, kto przyczepia coś do twoich pleców.
"To dla twojego dobra" - mówi i znika.
Czy ufasz tej nieznanej osobie?
Ja jestem tym kimś. Ty też.
"Niech pozostali chcą tego, co ja."
Ewolucja wie...
Inność = niebezpieczeństwo.
I tak od dziecka miałem przyczepioną dość grubą nić.
"Im mniej chcesz tym większa jest twoja wolność"
Jedną z pierwszych form kontroli, jakie świadomie zauważyłem, był seks.
Zauważyłem zależności i stwierdziłem: "Nie pozwolę się kontrolować w ten sposób."
Kiedy teraz sobie o tym przypominam, jest to zabawne. Dziecko wyciągające takie wnioski i podejmujące decyzje w jak najlepszej wierze.
Kolejne lata pokazywały mi kolejne nitki.
Jednak teraz mam wątpliwości.
Bo to nie jest przecież tak, że nie chcę w ogóle. Chcę różnych rzeczy.
Biologicznych, społecznych, duchowych i jakie tam one są.
Chcę.
I od razu pojawia się myśl:
"Im więcej chcesz tym więcej cierpisz."
Tylko gdzie jest granica, jeśli jakakolwiek jest?
Nie chcieć narkotyków lub krzywdzenia innych jest chyba ok.
Nie chcieć kontaktów społecznych?
Nie chcieć seksu?
Czy nie chcieć jedzenia jest jeszcze sensowne?
Nie chcieć żyć?
Czy to w ogóle do czegokolwiek prowadzi?
Według buddystów do nirvany, ale chyba mało oświeconych chodzi ostatnio po świecie, albo cicho siedzą, bo trudno mi to zweryfikować.
Poza tym oni też jedzą, śpią i tak dalej (jeśli wierzyć historiom).
Z drugiej strony są ludzie, którzy realizują tyle pożądań, ile tylko mogą. Nie kończą zbyt dobrze.
Czy to, że ograniczałem sam siebie, było właściwe?
Czy mi z tym dobrze?
Ile jeszcze jest rzeczy, których sam o sobie nie wiem?
"Sowa, nam wystarczy internet i dach nad głową" - tak to skwitował mój druh i wierny kompan, trafnie zresztą.
Ciekawe czasy przede mną.
Sowa
Styczeń 2024