5:XX
Pogoda różna.
Źle spałem, może 5 godzin. Z gardłem było jeszcze gorzej, chociaż zmieniłem pomieszczenie.
Siostra też się obudziła, więc szybka herbata i decyzja o wyjeździe, bo szkoda mi zdrowia.
Trasa: tramwaj, metro, pociąg, autobus zastępczy przez granicę, pociąg przez cały kraj, autobus, spacer 3km, dom.
Początek spokojny. Dotarłem na pociąg przed czasem. Martwiłem się trochę tym, że jestem niewyspany, zachrypnięty, bez picia i jedzenia. Był niedzielny poranek, a nie chciałem na śniadanie słodkiej bułki.
Usiadłem w wagonie rowerowym. Było tam fajnie. Brak rowerów i tylko jeden człowiek.
Bilet kupiłem u niemieckiego konduktora. Po jakimś czasie wdaliśmy się z współpasażerem w rozmowę.
Ze Szwajcarii jechał. Trochę gadaliśmy o covidzie i innych zdrowotnych sprawach.
Przesiadka do autobusu zastępczego, bo niemcy linie kolejową budują już któryś rok. Mój rozmówca poprosił, żebym przytrzymał autobus, a on skoczy do sklepu po papierosy. Kupił mi też butelkę wody, więc nie obawiałem się pragnienia w dalszych etapach podróży.
W autobusie usiedliśmy razem, ja powiedziałem, że spróbuję trochę się przespać i lekko drzemałem.
10:00
Dotarłem w końcu do Szczecina, mój towarzysz wysiadł po drodze. Na przesiadkę było parę minut, a autobus zatrzymywał się kilkadziesiąt metrów przed dworcem kolejowym. Trzeba było pokonać trochę dystansu na peron.
Przygotowany, wstałem z miejsca w autobusie parę minut przed końcowym przystankiem. Wysiadłem jako pierwszy i szybkim krokiem szedłem w stronę dworca. Minął mnie truchtający chłopak.
- Na rybaka? - powiedziałem głośno za nim. Rybak to nazwa pociągu, którym miałem jechać.
- Chyba tak! - odkrzyknął.
- Przez trójmiasto, w stronę Białegostoku? - dołączyłem do jego tempa.
- Tak.
I pobiegliśmy razem.
Dobiegliśmy, znaleźliśmy, wsiedliśmy. Po minucie, może dwóch, pociąg ruszył.
Czułem się już dość spokojnie. Najbliższe 11 godzin miałem spędzić w wagonach jadących wzdłuż północnej granicy. Miałem picie. Teraz tylko śniadanie.
Kupując kolejny bilet u konduktora, dowiedziałem się, że wagonu wars nie ma, gwarancji miejsc siedzących też. Będzie za to wózek z jedzeniem za ileśtam stacji. Konduktor był fajnym chłopem i poradził mi też, żebym siedział, dopóki są wolne miejsca.
Poszedłem przez wagony zbiorowe (nie lubię) do wagonu z przedziałami (lubię). W przedziałach były wolne miejsca, więc siadłem. Po jakiś czasie musiałem opuścić miejsce, więc poszedłem gdzie indziej.
Sytuacja:
Ostatnie wolne miejsce w przedziale, ja z tylko z plecakiem.
- Dzień dobry. Wolne? - otwieram drzwi i pytam.
- Tak. A ma pan wykupione miejsce? - pyta mnie mężczyzna około 55 lat.
- Nie mam, ale mam bilet - odpowiadam, wchodząc do środka.
- Ale trzeba mieć miejsce wykupione - mówi jeszcze i liczy chyba na to, że przeproszę i opuszczę przedział.
- Konduktor mi powiedział, że nie ma miejsc siedzących do wykupienia. Jeśli są jakieś wolne to mogę siadać - odpowiadam, bo nie chce mi się prowadzić logicznej dyskusji czy mogę siadać czy nie, kiedy jest wolne miejsce. - Proszę się nie obawiać, nie będę sprawiał problemów - dorzucam jeszcze z lekkim, zmęczonym uśmiechem.
Siadam i śpię ile mogę.
Myślę często o tej sytuacji. Myślę o ludziach i o "Jestem dobry, póki mój komfort się nie zmniejsza".
W końcu wózek z jedzeniem. Dwa rogaliki na śniadanie. Gardło w coraz lepszym stanie.
~15:00
Docieram do Trójmiasta. Pociąg się zapełnia. Zmęczony idę na korytarz po kawę i więcej jedzenia. Wózek jest przy drzwiach, sprzedawca rozmawia z kimś, chyba po fachu.
Okazuje się, że jest to strażak OSP, który pracuje w wagonach restauracyjnych WARS i jedzie do miejsca startu swojej trasy.
Sprzedawca nas opuszcza i wysiada, a ja piję kawę i jem batonika w towarzystwie kucharza-strażaka. Zaczynamy rozmawiać i tak on trochę mi opowiada o pracy w warsach, ja mu trochę o mieszkaniu w przygranicznym mieście i pracy z bezdomnymi. Czas mija dobrze aż do Olsztyna, chociaż zmęczenie doskwiera.
~19:30
Postój pociągu, kucharz pokazuje mi gdzie mam szukać jedzenia. Libański fast-food. Kupuję falafela, wracam do pociągu. Po drodze rozmawiam przez telefon z kompozytorką i żartujemy sobie o rzeczach, których już nie pamiętam. Pociąg znów rusza, a ja jem pierwszy wartościowy posiłek tego dnia. Bardzo smaczny.
~21:30
Ełk. Autobus będzie około północy, więc zakładam słuchawki, włączam "Całą jaskrawość" Edwarda Stachury i włóczę się trochę po mieście, siedzę w poczekalni, rozmawiam przez telefon. Poczekalnię sprząta człowiek, który wygląda jakby wykonywał zasądzone prace społeczne. Chciałbym, żeby też posłuchał Stachury. Ciekawi mnie co by o tym sądził.
~24:00
Powrót autobusem. To ten sam autobus, który wiózł mnie kilka dni temu. Niedobre powietrze, ale dało się wytrzymać.
Spacer powrotny. Zmęczone nogi. Bałagan w pokoju.
Dzień był długi.
W końcu sen.
Oddychanie 4/10
Sen 4/10
Nawodnienie 5/10
Odżywienie 4/10
Ruch 5/10
Decyzje 5/10
Sowa
21.12.2024