15:36 Spokojny dzień, trochę sprzątania. Zaraz spacer z psem + zakupy. Jest taka gra "Nier: Automata". Nie grałem w to, bo przeszkadza mi nadmierna seksualizacja postaci. Mam szacunek do twórcy, że wprost powiedział w jakimś wywiadzie: "But the biggest reason is that I just really like girls." Lubię słuchać muzyki z tej gry co jakiś czas. Lubię też rozważania, które są w niej poruszone. Trwa wojna między ludzkością, a maszynami. Wśród maszyn jest bardzo inteligentna jednostka - Pascal. Pacyfista, który pracuje nad tym, aby między dwiema stronami zapanował pokój. Jest taka scena, gdzie Pascal uczy inne maszyny znaczenia różnych emocji. Maszyny to rozważają, ale zrozumienie strachu przychodzi dopiero w niebezpieczeństwie, kiedy Pascala nie ma w pobliżu. Postanawiają się zniszczyć. Kiedy Pascal, razem z głównymi bohaterami, wraca i widzi co zaszło, prosi o usunięcie jego pamięci lub zabicie. Można też po prostu odejść. Scena ta sprawiła, że co najmniej jedna osoba zaczęła patrzeć na gry jako coś więcej niż dziecinną rozrywkę. Jedna z muzyk: https://www.youtube.com/watch?v=UHPOuYSnnGc 17:20, pisane dnia następnego Misza to dzieciak, który jest bardzo ciekawski i lubi wyprowadzać Piksela. Lubię Miszę, bo bada świat. Jest trochę moją przeciwwagą, bo kiedy pozna trochę teorii chce ją od razu wypróbować. Dziś uczyłem Miszy jak uczyć Piksela za pomocą smakołyków. Piksel uczy się dzięki smakołykom, Misza uczy się dzięki Pikselowi. Dzięki czemu ja się uczę? Dobrze byłoby wiedzieć jak uczyć samego siebie. 18:30, pisane dnia następnego Praca w hotelu ma jedną wielką zaletę - jedzenie z hotelowej restauracji. Jeśli właściciele to kucharze z zamiłowania, można zaznać wielu smaków. Dziś jadłem kopytka w sosie kurkowo-śmietanowym. To były najsmaczniejsze kopytka jakie jadłem w zyciu! To była jedna z tych potraw, które będę długo wspominał. Na równi z falafelem u turka na Turmstrasse w Berlinie, ale nie aż tak dobre jak burrito z guacamole u czecha w tex-mex w Białymstoku. Ciasto było delikatne, prawie jak kluska na parze, ale czuć było treść. Nie było twarde, jak większość kopytek. Kawałki były leciutko obsmażone z obu stron. Każdy miał rozmiar w sam raz mieszczący się w ustach, trochę mniejsze niż sushi. Sos kurkowy.... mmm. Kurek mogłoby być trochę więcej, ale to dlatego, że wyjątkowo lubię kurki. Przyprawiony w taki sposób, że był prawie pikantny i prawie słony, ale nie przekraczający granicy. Nie było go na tyle dużo, żeby kawałki w nim pływały. Nie było też tak mało, że kończy się w połowie posiłku i resztę trzeba jeść wycierając resztki z talerza. Idealnie dobrana ilość sosu (może poza kurkami, ale mógłbym je jeść bez niczego). Rozmiar porcji - dobra dla ciała. Po posiłku jest jeszcze "trochę za mało", ale po 10 minutach sytość. Musiałbym zjeść dwie porcje, żeby przesadzić lub trzy, żeby nie chcieć się ruszać. najsmaczniejsze/10 - zjadłbym więcej Oddychanie 8/10 Sen 8/10 Nawodnienie 7/10 Odżywienie 9/10 - chcę więcej kopytek z kurkami! Ruch 6/10 Sowa 18.04.2024
powrót