21:06 Ciepło w dzień, chłodno nie w dzień. "Gdzie jest taczka?" "Nie wiem, nie ma jej tu?" "No nie ma. Szukam i nie mogę znaleźć." "Parę dni temu widziałem, że ktoś jej używał. Musi tu być, nie pojechał nią przeczeż nikt do Warszawy." "Może jest tam dalej." Taczka była tam dalej. Dziewczę chciało nabrać dwa wiadra lepszej ziemi na ogródkowe sprawy. Pomyślałem, że trochę ruchu mi dobrze zrobi, więc zostałem Kierowcą Taczki. Z własnej inicjatywy. Dziewczę weszło w rzadki zagajnik i nakopało szpadlem dwa wiadra fajnej, czarnej ziemi. Nie miałem ochoty kopać, więc tylko patrzyłem i umilałem czas rozmową. Wiadra zostały wstawione do taczki i rozpocząłem podróż powrotną. "Wiozę wiadra z ziemią w taczce. Czy jestem właśnie głupi?" Zawróciłem więc i powiedziałem, że można całą taczkę przywieźć, na co dziewczę ochoczo przystało. W podziekowaniu otrzymałem krzew wyrośnięty z ziarna awokado, ale nie byłem gotowy na taką odpowiedzialność. Mam już jedną roślinę. Moja pustynna roślina jest w dobrym stanie nawet wtedy, kiedy zapomnę ją podlać przez miesiąc lub trzy. Normalne rośliny są u mnie bezpieczne tylko na podwórku, np. ziemniaki. Co jakiś czas moje buty są poprzestawiane. W korytarzu jest kilkadziesiąt par butów, mają swoje miejsca na podłużnej półce. Niestety wszystkie buty się nie mieszczą, więc są stawiane jedne na drugich. Nie byłby to problem, gdyby dbano o czystość. Niestety, na półce mogą stać obok siebie filce, skórzane buty wyjściowe i trampki. Często też stoją jedne na drugich. Mam tam trzy pary. Adidasy, trampki, sandały. Ustawiam jedne na drugich, środkową parę odwracając podeszwami do góry, żeby nic się nie musiało brudzić. Co jakiś czas moje buty są poprzestawiane bez ładu i składu, czasem ktoś stawia swoje buty na moich, wyczyszczonych. Irytuje mnie to na kilka chwil i wracam do swoich spraw. Dziś jest pierwszy dzień szkoły i zauważyłem nowe, czyściutkie adidasy stojące na podłodze. Buty jednego z chłopaków. Zmotywowało mnie to do zrobienia wstawki do tej butowej półki. Czegoś, co ułatwi sutyację z butami i wyeliminuje chaos. Zrobiłem kilka kartonowych wstawek i uważam swoje buty za względnie bezpieczne. Właściciel czystych adidasów nie chciał mi towarzyszyć przy robocie, chociaż to jego buty sprawiły, że w końcu wprowadziłem myśl w czyn (po ~roku). Szkoda, bo jemu też chciałem zrobić zabezpieczenie. W trakcie roboty zaczęło śmierdzieć. Zapach był ohydny. Zepsute mięso, które ktoś postanowił gotować w kuchni w garnku. Był to jeden z najgorszych zapachów w moim życiu. Sądzę, że gdybym przebywał tam kilkanaście minut to bym zwymiotował. Wyjścia były dwa: ucieczka lub konfrontacja. Ucieczka nie wchodziła w grę, bo miałem niedokończoną robotę. Ruszyłem do walki ze smrodem. W kuchni była wrednawa babuszka i krzątała się jak gdyby nigdy nic. Pytam ją o to mięso, a ona, że to nie ona wstawiła, a ktoś inny. Że to dla psa. Zastanowiłem się nad potrzebą gotowania zepsutego mięsa dla psa, ale odszedłem na minutę. Po minucie wróciłem i pytam, kto to wstawił. Okazało się, że wnuczka. Wnuczka była na podwórku zajęta ogrodniczymi sprawami i nie mogłem jej znaleźć. Kiedy wróciłem do kuchni, garnek już był wyłączony i usłyszałem, że to babuszka jej mięso wynalazła i powiedziała, żeby ugotować to psu. Po chwili jeszcze musiałem się z tą starszą kobietą sprzeczać o celowość gotowania. Wyglądało na to, że od stanu domowników ważniejsze jest "nie marnować". Zaperzyła się i poszła, a ja wróciłem do swojej roboty. Wracam do miejsca pracy, a tam widzę małego Paszę, który idzie z rolką mojej dużej taśmy bezbarwnej i próbuje już ją odkleić zębami. Pasza już chodzi do szkoły i rozumie czym jest własność. "Powiedz Pasza, dlaczego masz moją taśmę?" powiedziałem, ale z zaciekawieniem, bez nerwów. "Przepraszam" natychmiast odpowiedział Pasza, spuszczając głowę i odkładając taśmę na miejsce. Kiedy zrobiłem już butowe przegrody, jedną otrzymało dziewczę odpowiedzialne za wcześniejsze sytuacje z mięsem i z taczką. Kiedy jej buty były już wstawione w bezpieczny sposób, ruchem ręki zepchnęła resztę cudzych butów "na kupę", bo trochę przeszkadzały. Ech.... Potem próbowałem naprawić słuchawki, bo mam kilka zepsutych par. Był to błąd. Robota jest baardzo precyzyjna, kabelki małe, odpowiednich narzędzi brak. Kiedy zaczynała się czwarta godzina tej zabawy, zdałem sobie sprawę z absurdu. Takie słuchawki kosztują mniej niż dwie godziny pracy. Piksel piszczał w ciągu dnia, więc mu kilka razy porzucałem rzeczy do aportowania, żeby się trochę wybiegał. Jakiś ożywiony był. Nadgarstek zaczął mnie boleć od tego. Oddychanie 7/10 Sen 0/10 Nawodnienie 8/10 Odżywienie 8/10 Ruch 4/10 Decyzje 6/10 Sowa 02.09.2024
powrót