Pisane o poranku kolejnego dnia. Obudził mnie telefon od pośredniczki nieruchomości, która wynajmuje mi pokój. Pytała czy nie zechcę się wyprowadzić z końcem tego miesiąca. Proponowała też inne miejsca, w lepszych lokalizacjach i inne takie. Zachwalała to, co sprzedaje, co jest całkiem typowe. Nie ufam jej. Kiedy zawiązywaliśmy umowę, zgadzała się na moje słowa, że chcę mieszkać dwa miesiące. Kiedy umowa była już podpisana, a dwa miesiące minęły i się przypomniałem w swojej sprawie, zaczęła mnie straszyć, że mi kaucji nie odda, jeśli się wyprowadzę. Uznałem, że skoro świat chce, żebym tu mieszkał, to będę mieszkał. W ciągu kilku miesięcy może wydarzyć się wiele. Potem porozmawiałem z kompozytorką, która tworzy swoje własne dźwięki i się z tego niezmiernie cieszy (i jest piękna), a potem pojechałem wykorzystać darmowe pieniądze. Te karnety, które otrzymałem od nocnego recepcjonisty. Zaszedłem do niedawno otwartego kasyna blisko mojego miejsca zamieszkania. "Dzień dobry." "Dzień dobry." "Ja tu pierwszy raz, czy jest poker?" "Jest." "Jakie są stawki?" "Takie i takie." "Dobra, to mnie rejestrujcie, zaraz wrócę." I poszedłem zjeść wege kebaba, który też był niedaleko. Byłem trochę podekscytowany, bo stawki były w sam raz, a dystans i trasa były odpowiednie na miły spacer przed/po nocnym graniu. Kiedy wróciłem, dostałem pieniądze (za te dwa karnety) i poszedłem do stolika. Ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że żadnego stolika z pokerem nie ma. Jest za to jakaś udawana gra, gdzie gra się przeciwko krupierowi i prawdopodobieństwu. Popatrzyłem z pogardą i niechęcią na to miejsce i skierowałem się w stronę ruletki. Mam takie drobne przekonanie, że skoro już jestem gościem jakiegoś przybytku, to wypada skorzystać z choćby drobnej rzeczy. "Niegrzecznie jest zrealizować kupon i nie zagrać." Ruletka jest też przeciwko krupierowi i prawdopodobieństwu, jednak miałem usiąść przy stoliku i zagrać kilka kółek. Tego wymagała procedura. Usiadłem więc na miękkim, okrągłym taborecie, lekko już poirytowany tym miejscem. Nigdy jeszcze nie grałem w ruletkę, więc uznałem, że proste obstawianie czerwone-czarne będzie wystarczające, aby formalności stało się zadość. Poprosiłem krupierkę o żetony z najniższym nominałem i postawiłem na któryś z kolorów. "Nie nie. To za mało. Na kolory trzeba obstawić 10x tego co pan postawił" odezwał się jej zwierzchnik. Krupierka dopiero się przyuczała, on ją nadzorował i pilnował stołu, stojąc tuż obok. "A na kolumny to X razy więcej, a tutaj Y" tłumaczył mi dalej. Pomyślałem sobie, że to niezłe oszustwo, bo stawki i tak były spore. "No dobra, ale na numery można obstawiać normalnie?" "Tak, na pojedyncze numery można." DWADZIEŚCIA TRZY, TRZYDZIEŚCI, powiedział świat. Posłuszny, obstawiłem dwa numery, gotów przegrać wcześniej oddzieloną część. Krupierka zakręciła, wypadła jakaś inna cyfra, żetony zostały zabrane, bo zmieniły właściciela. TRZYMAJ SIĘ PLANU. Ponownie obstawiłem na dwadzieścia trzy i trzydzieści. Tym razem wypadło trzydzieści. "Snajper" powiedział z lekką zazdrością (czy też uznaniem) człowiek stojący obok. Następnie zabrał swoje żetony i odszedł od stolika. Krupierka zaczęła liczyć moją wygraną, co sprawiło jej drobne trudności. Po tym zakręceniu wstałem, podziękowałem, a potem spytałem zwierzchnika czy szukają krupierów. Okazało się, że od dzisiaj już nie, ale mogę spytać managerki siedzącej wrogu o szczegóły. Spytałem, a ona po prostu powiedziała, że mają komplet, ale mogę zostawić cv. Nie miałem ochoty zostawiać cv, podziękowałem, wypłaciłem wygraną i wyszedłem. Następnie udałem się do grywalni pokerowej. Dzisiaj byłem już mentalnie nastawiony na uczciwą odsiadkę, a niedawno zjedzony posiłek dobrze wpływał na mój stan. Po drodze pospacerowałem parkiem, porozmawiałem z kompozytorką i poćwiczyłem na otwartej siłowni. Kompozytorka troszczy się o mnie i pilnuje mojego bezpieczeństwa fizycznego i mentalnego, mimo osobistych niechęci do tej formy zarobku. Dzisiaj lepiej zrozumiałem słowa Doyle'a Brunsona (legendarnego gracza), który bardzo doceniał wsparcie swojej żony, kiedy sam jeździł po turniejach. Usiadłem. Gra, przerwa, tymbark i czekolada, znowu gra, przerwa, lipton i zapiekanka na stacji benzynowej, gra, ranek. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Część graczy jest naprawdę kompetentna. Najgorsze jest to, że rozmawiają przy stoliku o konkretnych rozdaniach, statystykach i optymalnym sposobie gry. Z jednej strony to plus, bo mogę określić ich poziom. Z drugiej strony to trochę głupie, bo kłócą się z graczem, który źle zagrał i tłumaczą mu w trakcie rozgrywki dlaczego źle zagrał. Zupełnie jakby zależało im na tym, żeby przeciwnik grał lepiej. Słucham, obserwuję, oceniam tendencje. Sam staram się trzymać gębę na kłódkę i rzucę czasem jakiś żart, który nie do końca określa mój poziom. Ktoś mówi: "Ej, a wiecie jak XYZ gra? Jak ma to pobija, a jak nie to sprawdza/pasuje." (stolik się śmieje) "No ale przecież każdy tak gra?" odpowiadam swoim niewinno-naiwnym tonem, na co część śmieje się z politowania, część z niedowierzania, a reszta patrzy w milczeniu z uniesionymi brwiami. Jeszcze kilka takich wieczorów i będę we względnie bezpiecznym położeniu, jeśli chodzi o wariancję. Póki co minimalizuję ryzyko i planuję dalsze kroki. Statystyki pokerowe: +1.2/1 Oddychanie 8/10 Sen 8/10 Nawodnienie 8/10 Odżywienie 9/10 Ruch 5/10 Decyzje 6/10 Sowa 01.08.2025
powrót